Feeds:
Wpisy
Komentarze

Posts Tagged ‘życie’

Bóg

Powiedziałeś mi kiedyś, że wierzysz w Boga.

Starzec machnął ręką. Może, rzekł. Ale nie mam zaś powodu myśleć, że on wierzy we mnie. Och, chciałbym go zobaczyć choć na chwilę.

Co byś mu powiedział?

No, myślę, że po prostu coś tam bym powiedział. Powiedziałbym: Zaraz. Zaraz, zaraz, zaraz, zanim się zaczniesz mnie czepiać. Zanim coś rzekniesz, chciałbym się o coś spytać. To on powie: A o co? To wtedy ja się go spytam: Po co żeś mnie tu właściwie wpakował w tę całą zasraną zabawę, co? Nic, a nic żem z tego nie skapował.

Suttree uśmiechnął się. Jak myślisz, co odpowie?

Szmaciarz splunął i otarł usta. Nie widzi mi się, coby on mógł na to odpowiedzieć, powiedział. Nie widzi mi się, że w ogóle jest jaka odpowiedź.

Read Full Post »

„Tej nocy, po kilkudziesięciu latach znów mi się śniła zawieja motyli; tamte były żółte, te dzisiejsze białe; tym razem była ze mną we śnie moja córka Magda, trzymała mnie za rękę i chyba ratowała, bo białych motyli przybywało i z wolna zaczynały dusić, ale i tak piękna śmierć się zapowiadała. Tym piękniejsza, że nad samym ranem w przebłysku półprzytomności nagle mi się uroiło, że jestem kimś, kto rozumie przeraźliwą wyrywkowość świata. Nagle ujrzałem, że świat jest wielkim polem pełnym niesymetrycznie rozłożonych ognisk; trzeba nieustannie iść od płomienia do płomienia; gasić i wzniecać; iść przez ciemność, iść przez jasność; ktoś opowiada o niebezpiecznych ładunkach, które mogą wybuchnąć lada chwila; nagle uroiło mi się, że wiem, jak trzeba pisać i jak trzeba zdawać sprawę z wyrywkowości, bo poza nią nie ma niczego; jak pokazywać ogniska i ścieżki pomiędzy nimi i jak pamiętać o sile wszędzie podłożonych ładunków, i jak wyzwalać się z życia dla spazmu miłosnego.”

Read Full Post »

Idę. Gdy wrócę spalę świat, ale teraz idę.

Pierwszy przyciąga mój wzrok. Może dlatego, że jako jedyny tu nie pasuje. Może dlatego, że jego niepasowanie nie jest nachalne. Nie pasuje niepasowaniem zwykłym i przez większość pomijanym. Nawet dokładnie nie wiadomo co w nim takiego niepasującego. Czy to ten zamyślony wyraz twarzy? Czy to, że siedzi skupiony, skwapliwie notując coś w swoim zeszycie? Nie przyszedł tu z tych samych powodów co inni. Może nie tylko ja mam w planach spalenie świata.

Po lewej grupka bawiących się dzieci, po prawej stara zjeżdżalnia i wypisane na niej świadectwa dorosłości…

 

Heh.. to co widzicie powyżej spisałem jakieś dwa miesiące temu. Wpis, który nigdy nie miał ujrzeć świata dziennego, bo zabrakło mi samozaparcia, by go skończyć. Szkic jednak został i teraz przypomniał o swojej obecności, ale o tym za chwilę.

Wrzesień, niby to jeszcze wakacje, a lato już zaczyna ustępować nadciągającej jesieni. Boleśniejsze to tym bardziej, że niewiele było w tym roku naprawdę słonecznych dni. A może to tylko moje złudzenie, bo większość z nich przesiedziałem w robocie? Swoją drogą, także, w tym sezonie, wyjątkowo niewdzięcznej. Pamiętam jak zaczynałem swoją przygodę z ochroną, cztery lata temu. Do dziś zastanawiam się, czy ludzie wynajmujący takie firmy ochroniarskie są świadomi tego co robią. Naprawdę, chyba nigdzie indziej nie widziałem tak wiele niedbalstwa, nieporadności i bezsensu jak tam. Chociaż, może właśnie o to chodzi. Byleby do przodu, byleby najmniejszym kosztem, póki nikt nie zauważy i nic się nie stanie, to możemy tak trwać. Nikt nie będzie się zabijał za tych kilka marnych złotych za godzinę. To powinno być ich motto. Nasze motto, w końcu hipokryzją byłoby stwierdzenie, że się do tych standardów nie dostosowywałem.

Powoli dociera do mnie, że kończą się ostatnie takie wakacje w moim życiu. Został ostatni rok studiów, napisanie pracy magisterskiej, a później… No właśnie, co później? Koniec młodzieńczych szaleństw i „poważne” życie? Nie wiem. Jeszcze zobaczymy jak to będzie, jeszcze wszystko się może zmienić.

Właśnie, zostało jeszcze coś do zrobienia. Nie bez powodu przytoczyłem ten porzucony kawałek tekstu na początku wpisu. Dwa miesiące, wychodzi na to, że strasznie długo byłem w trasie. Ale kiedyś trzeba stanąć i spojrzeć za siebie, kiedyś trzeba wrócić. Gdy wrócę spalę świat, a wracam już jutro.

Read Full Post »

Tylko nic nie mów

Czasem po prostu kończą się słowa.

Długo mnie tu nie było. To znaczy byłem, ale nie do końca widoczny. Jeszcze walają się tutaj niedokończone, nieopublikowane ochłapy wpisów tworzonych przez ostatnie miesiące. Niewystarczająco dobre lub takie, w których słowa kończyły się wcześniej niż myśli, nie wyrażając tego co miały wyrazić. Może tak po prostu miało być i ta cisza była tu potrzebna. Może to co najważniejsze nie znajduje się w słowach, a w tych pustych dniach między jedną, a druga notką. Im ich więcej tym ważniejsze myśli się w nich kryją.

Zawsze powtarzam, że jestem prostym człowiekiem. Nie widzę powodu, by się tego wstydzić, ale czasami sprawia mi to problem. Bo w tym wszystkim jestem też człowiekiem prostych słów. Kiedy zaczynam myśleć o ważnych sprawach rzadko udaje mi się przełożyć je na odpowiednie zdania. Wolę milczeć  przestraszony tym, by nie zabrzmieć głupio. W tych krytycznych momentach, gdy słowa mogłyby wszystko zmienić, nie mówię nic. Pióro łatwiej wyćwiczyć niż język. Tutaj mogę rzeźbić, tak by wszystko przybrało pożądaną formę. Z mozołem wydobywać odpowiedni kształt. Zastanawiam się tylko czemu właśnie on jest dla mnie tak ważny.

Życie powoli uczy mnie mówić. Pewnie z czasem, nawet ktoś taki jak ja może się tego nauczyć. Jednak mimo tego zawsze pozostanę człowiekiem ciszy. Ona zawsze ma idealny kształt. Nie trzeba nic zmieniać, jest doskonała sama w sobie. Pozostaje mi tylko mieć nadzieję, że jeszcze ktoś potrafi się w nią wsłuchać i ją zrozumieć. Zrozumieć mnie.

Na koniec coś co dobrze się tu wpasowuje. A poza tym, poczułem się zauroczony tym kawałkiem od pierwszego przesłuchania.

Ile tu spokoju. Ile tu ciszy. Dziękuję.

Read Full Post »

Święta minęły. Jakoś tak zwyczajnie i jakoś tak niezauważenie. Tak, równie dobrze i teraz mogę to napisać. Opowiadanie też, zaczęte gdzieś w zamierzchłych czasach dobiegło końca. Niesatysfakcjonującego, ale ważne, że się udało je skończyć.

Na studiach już właściwie ostatnia prosta tego roku, a ja nie mogę zebrać na nią energii. Nie mogę lub nie chcę.  Głowę zaprząta mi milion innych spraw. Uparcie wracają dawne obawy.  Życie uczy, że szczerość nie ma większego znaczenia. Niewielu jest takich, którzy potrafią na nią odpowiedzieć, również będąc szczerymi. Dla swojego lub dla mojego dobra. Bez różnicy, wtłaczają mnie tylko coraz głębiej w pustkę niepewności. Z każdym dniem mniej mam sił, na szukanie solidnego gruntu pod nogami, którego tak bardzo potrzebuje. Czuję tylko narastającą frustrację i znów mam ochotę zamknąć się na wszystkich w około.

Zataczam kolejne koło. To już czas na odbicie się. Tylko w którą stronę tym razem?

„Jak się czuję? No cóż…
Złapałem w czapkę tysiąc burz
i tysiąc tajno-tajnych służb
odbyłem tu i ówdzie
Znalazłem też do Indii skrót
i prawo-lewy but
I proch, i koło, i próżnię

I może to nieprawda, że
przeżyłem tyle,
no bo gdzie?
i kto zna na to sposoby?
To czemu czuję się
zmęczony dzisiaj tak,
jakbym to wszystko zrobił…?”

Read Full Post »

No i stało się. Wczoraj blog obchodził swoje pierwsze urodziny, wypadałoby to uczcić podsumowaniem. Przejrzałem sobie co też przez ten rok powypisywałem i muszę przyznać, że niewiele słów straciło swą aktualność. Może teraz, z perspektywy czasu, na kilka spraw inaczej patrzę, ale to raczej drobiazgi.

To był wyjątkowo spokojny rok. Żadnych spektakularnych porażek nie zanotowano, za to kilka małych zwycięstw już tak. Może to dlatego, że wszystko co miało się spieprzyć, spieprzyło się w roku ubiegłym i na ten już niewiele zostało. Pozostało powolne odrabianie strat. Parę rzeczy sprawiło mi radość, kilka innych ból. Naturalna huśtawka ludzkiego życia, poza kilkoma wyjątkami, chwiała się niezbyt gwałtownie. To wszystko dało mi trochę wewnętrznego spokoju. Takiego który pozwala wolniej przemierzać życie za cenę przygaszenia ambicji.

To był rok dobrych płyt, książek, filmów. O dwóch albumach mogliście sobie przeczytać, tych najbardziej przeze mnie wyczekiwanych, kilka innych zostawiłem dla siebie.  Ale jeśli najdzie mnie ochota to jakaś nowa recenzja powinna się tu niedługo pojawić. Książki pojawiały się tu i będą nadal pojawiać w formie cytatów. Wszystko z czego fragment umieściłem warte jest chociażby przekartkowania. A filmy? Z tych lepszych to głównie nadrabianie zaległości w klasykach, które pewnie znacie. A jak nie znacie i bardzo chcecie wiedzieć co to było to zawsze możecie spytać.

No i to by było na tyle, cały rok w kilku wersach. Nie ma sensu się rozpisywać, jeśli chcecie wiedzieć dokładniej jak to było to zawsze możecie zajrzeć do starszych notek. Teraz pozostaje mi tylko podziękować tym, którzy tu od czasu do czasu zaglądają, a może nawet to czytają. A poza tym, wszystkim, z którymi jeździłem na koncerty, odwiedzałem puby, rozmawiałem o głupstwach i bardzo poważnych sprawach, śpiewałem, tańczyłem, chodziłem do sauny, grałem w karcianki, wszystkim których dopiero poznaje. Dzięki każdemu z was ten rok był trochę lepszy.

Do następnego

Read Full Post »

In…

Święta minęły. Jakoś tak zwyczajnie i jakoś tak niezauważenie. Nie wiem, czy gdzieś tam jeszcze jest nastrój, który tym świętom kiedyś towarzyszył.  Może po prostu przestałem zwracać na niego uwagę.

Tkwię w dziwnym zawieszeniu. Niby pcham wszystko do przodu, ale jakby na pół gwizdka, jakby od niechcenia. Wszystko się układa, ale w niekompletny obraz. Myślę o tym, o czym zwykłem myśleć, myśli nieprzelewalne na zero-jedynkowy kod. I pielęgnuję w sobie każde ukłucie zimna, których wiele tej zimy.

Jednak w tym wszystkim coraz więcej jest myśli, których jestem pewien. Coraz więcej takich, którymi chcę się podzielić. Opowiadanie nabiera kształtu, zobaczymy co z niego wyjdzie.

Read Full Post »

Papierosy

Wygodnie rozsiadam się na stole i otwieram okno. Listopad przypomina o swojej obecności, wdzierając do ciepłego wnętrza nocny chłód. Odpalam wilkiem papierosa, opierając łokcie na parapecie. Rozglądam się, jakby w obawie przed tym co może nadejść. Ulica jest całkowicie pusta, tylko flagi łopoczą na wietrze. W końcu dzisiaj święto. Zaciągam się po raz pierwszy.

Mam 16 lat, stoję na wiadukcie opierając się o starą, metalową barierkę. Wyciągam z kurtki paczkę Viceroyów, zwiniętą z szafki siostry. Jednego wsuwam do ust, resztę podrzucam Michałowi. Nie chce, nie pali. Lubię ludzi z zasadami, więc nie nalegam. Chowam pety do wewnętrznej kieszeni i zapinam się pod szyję. Później jak głupi przez dobre 5 minut meczę się z wiatrem i zapalniczką. W końcu się udaje.

Wychylam się przez okno i znów się rozglądam. Ciągle pusto. Tylko budynek Comarcha rozpycha się po drugiej stronie. Pusty i zimny jak cała ulica. Kiedyś przynajmniej można było popatrzeć na park. Chłód staje się coraz bardziej nieznośny. Jedyny ciepły punkt, to żarzący się tytoń kilka centymetrów przed moją twarzą. Zaciągam się po raz kolejny.

Mam 7, może 8 lat i właśnie się budzę. Coś jest nie tak, jeszcze za wcześnie żeby wstawać do szkoły, ale w mieszkaniu panuję już spory ruch. Spod ciepłej kołdry widzę żółtą łunę za balkonowym oknem. Przezwyciężając zaspanie podnoszę głowę i pytam o co chodzi. Ktoś podpalił Jantara, ludzie boją się, że i nasz budynek może się zająć. Przyjmuję to do wiadomości i kładę się spać. Jeszcze za wcześnie żeby wstawać do szkoły. Nie obchodzi mnie, że Jantar spłonie. Nie obchodzi mnie, że za kilka lat postawią na jego miejscu zupełnie inny budynek. Usypiając słyszę syrenę straży pożarnej.

Nie słyszę nawet samochodów. Z wysokości pierwszego piętra obserwuję świat w całkowitym bezruchu. Nieczęsto się to zdarza w środku dużego miasta. Zniknęli gdzieś rozwrzeszczani kibice, pijani w sztok sąsiedzi, kretyni odwiedzający pobliski areszt, tłumy biegnące z lub do pracy. Jestem tylko ja. Ja i unoszący się spokojnie papierosowy dym.

Mam 20 lat, siedzę na małych, betonowych schodach prowadzących z peronu na tory. Michał pali papierosa. Zasady są w końcu po to, żeby je łamać. Wpatrujemy się w torowisko rozciągające się przed nami i rozprawiamy o rzeczach najważniejszych, o najgorszych bzdurach, o życiu. Nadjeżdżająca SKMka zatrzymuje się kilkadziesiąt metrów od peronu. Maszynista zaczyna trąbić w naszą stronę. W pierwszym momencie nie rozumiemy o co mu chodzi. Po chwili wybuchamy śmiechem i machamy w jego stronę. Zastanawiamy się, czy naprawdę wyglądamy na parę samobójców.

Słyszę dziwny dźwięk. Czyżby ktoś jednak zbłądził na moją ulicę? Nie, to pusta, plastikowa butelka przewala się po asfalcie. Nikogo nie ma. Tylko telewizor gra w pokoju, tworząc pozorny hałas. Nędzna namiastka obecności, ale czymś trzeba rozganiać samotność. Samotność przejmującą jak chłód za oknem. Zaciągam się po raz ostatni i rzucam niedopałek na środek ulicy. Jeszcze przez chwilę patrzę jak się żarzy. Przez tę chwilę uświadamiam sobie jak wiele miejsc przestało mieć znaczenie po jego śmierci. Zamykam okno.

Read Full Post »

Odklejony

Wypadki zawsze odklejają człowieka od otaczającej go rzeczywistości. Niby wszystko toczy się nadal swoim nieznośnie wolnym tempem, ale wokół ciebie świat nagle przyspiesza. I nie masz czasu się zastanowić, dlaczego jesteś jedynym człowiekiem posiadającym telefon i mogącym wezwać pomoc, czy jak bezmyślnym trzeba być, by doprowadzić do tego co dzieje się na twoich oczach. Pozostaje tylko zrobić to co możesz zrobić i czekać.

Na pomoc zawsze czeka się zbyt długo. Czas nie ma tu żadnego znaczenia. Jako, że nadal tkwisz w stanie odklejenia, płynie on dla Ciebie zupełnie inaczej. To zawsze trwa zbyt długo. Ale w końcu przedstawienie się zaczyna. Coraz wiec ludzi zbiega się, by zobaczyć co się dzieje, uszczknąć chociaż kawałek rozgrywającego się widowiska. Kto? Gdzie? Kiedy? Dużo pytań, mało odpowiedzi.

Przedstawienie ma też to do siebie, że musi się kiedyś skończyć. Nagłe zatrzymanie i ten zgrzyt gdy rzeczywistość wciska czas na swoje miejsce. Nieznośnie wolne tempo powraca. Ludzie rozchodzą się, powracając do swoich obowiązków. To tylko opadła kurtyna, to tylko umarł człowiek.

Śmierć odkleja człowieka od otaczającej go rzeczywistości. Tylko na chwilę.

Read Full Post »

„Miał rację. Była to lekcja na temat normalnego biegu ludzkiego istnienia. Homo nie spętany: wolno mu mozolnie przemierzać swą kolistą drogę, niby kawałkowi martwej skały okrążającemu martwe słońce, bezmyślnie i bez celu, głuchemu na otaczający go wszechświat, równie ślepemu jak zimnemu. Istota, której nigdy nie przyjdzie do głowy żaden nowy pomysł; której zakazana jest wszelka oryginalność. to dawało do myślenia.”

A żeby nie było, że tylko cytaty wrzucam, a nic sam nie piszę to zostawiam was z piosenką na ostatnie sierpniowe dni i obietnicą, że niedługo tu wrócę z pełnoprawną notką. Może nawet o Spartanach.

olek_grotowski_malgorzata_zwierzchowska_-_jesien_idzie

Read Full Post »

Older Posts »